Altair-Przymierze

Opis forum


#1 2009-08-19 08:53:06

Edremel

Administrator

Zarejestrowany: 2009-08-11
Posty: 10
Punktów :   

Historia Pocz±tki

(Schizma)
Jak dzi¶ pamiêtam, kiedy w trójkê spotkali¶my siê w Tortage. Irasen, Dagoth i ja, Schizma.

Amicita Umbra upad³a. To by³ koniec. Kiedy wszyscy inni odeszli, my wci±¿ kroczyli¶my dumnie przez Hyboriê, wierz±c, ¿e Król Wygnañców - Wulfryk, kiedy¶ powróci... ¿e dnia pewnego znów nawiedzi Hyboriê i zaspamuje global, ¿e znów w dwójkê odwiedzimy Dolinê Conall i niczym samobójcy rzucimy siê na te Imirskie ¶cierwa... i o dziwo wygramy...

Ale ile mo¿na czekaæ na niemo¿liwe? Jakie¶ trzydzie¶ci lat. Kiedy osi±gn±³em szlachetny wiek lat sze¶ædziesiêciu zacz±³em siê zastanawiaæ. £udzi³em siê zbyt d³ugo... Wszyscy siê ³udzili¶my. I ³udz±c siê do samego koñca spotkali¶my siê tam. Blisko bramy Klejnotu Wysp Baracha, na ³±ce usianej kwiatami.
Nasze rumaki kroczy³y równo obok siebie, my milczeli¶my, ko³ysali¶my siê ospale w siod³ach wpatrzeni w d³ugie grzywy naszych koni, w ziemiê... w cienie przesz³o¶ci.

Nadszed³ czas zmian.


Schizma, Ty bêdziesz królem. Tak, Schizma. Dobrze... Dziêkujê. Wszyscy jeste¶my równi. Razem podejmujemy wszelkie decyzje. Tak. Wszyscy bêdziemy mieæ takie same prawa, dostêp do wszystkiego. A nazwa? Pod jakim sztandarem bêdziemy kroczyæ? Bractwo... Bo nie jeste¶my przecie¿ niczym wiêcej... Tak, Bractwo... Bractwo...


Wulfryk, Król Wygnañców umar³. Amicita Umbra umar³a... Ostatni trzej umbryjczycy, Irasen, Dagoth i Schizma... umarli.

(Dagoth)

Minê³y kolejne lata... Bractwo bardzo powoli zyskiwa³o nowych cz³onków. Znali¶my wileu ludzi i kroczyli¶my z nimi przes Hyboriê, ale szeregi bractwa pozostawa³y nadal skromne.
Pewnego dnia jednak Dagoth zaproponowa³ Edremelowi z rodu Dzikich Psów Croma po³±czenie si³.
Spotkanie odby³o siê na Polach zmar³ych. By³o zimno, od pó³nocy wia³ silny wiatr przynosz±c zapach ¶mierci znad kurchanów. Na spotkanie ze strony Bractwa przyby³ Dagoth Nekromanta oraz nasz przywódca potê¿ny szaman nied¼wiedzia Schizma. Rozmowy ze strony Dzikich Psów Croma prowadzi³ dumny przedstawiciel swego rodu Edremel.
Po d³ugich i ¿mudnych negocjacjach obie strony postanowi³y po³±czyæ si³y pod wspólnym sztandarem, na ówczesn± chwilê Bractwa, którego kszta³t mia³ byæ ustalony w pó¼niejszym terminie.
To by³ pocz±tek naszego przymierza i choæ by³ to znacz±cy krok naprzód to wiele siê mia³o jeszcze potem wydarzyæ. Irasen odszed³ w nieznane strony aby praktykowaæ demoniczne rytua³y. Obieca³, ¿e kiedy¶ powróci, ale kiedy ten dzieñ nast±pi? Nie wiadomo.
Wielu ludzi mieli¶my jeszcze spotkaæ, którzy zostali z nami, ale historiê Paweluna opowie tu kto¶ inny...

(Edremel)
Przemierzaj±c kontynent w poszukiwaniu siedliska stanêli¶my u stóp Gór Eiglofiañskich.

-"Cholerna pó³noc, to raczej dobre dla truposzy Dagotha" - Schizma splun±³ pod kopyta konia.
-"Trzeba by³o siê nie zak³adaæ kto wiêcej klamackiej wypije albo chocia¿ mi pozwoliæ siê z nim zmierzyæ, to by¶my siê teraz wygrzewali w po³udniowym s³oñcu." - u¶miechn±³em siê krzywo.

Wraz z powiewem mro¼nego wiatru do naszych uszu dotar³ szczêk orê¿a i okrzyk bojowy starszy ni¿ legendy naszych przodków. Na Croma! Rodak w potrzebie i to w tych dzikich bezdusznych ostêpach.

-"Za mn± Psy ! Na Croma!" - rykn±³em.

Pognali¶my nasze konie, by ujrzeæ jak potê¿ny stra¿nik ostatkami si³ broni swych umieraj±cych towarzyszy przed atakiem hyperborejskich ¿o³daków. Z pie¶ni± bojow± na ustach ruszyli¶my galopem zrywaj±c co do jednego ³by agresorów.

-„Conarch, ostrze¿cie Conarch, ¿e te Ymirskie ¶cierwa przygotowuj± przedpole do wojny. Hyperborea ruszy³a i nied³ugo stanie u naszych palisad…”
-„Rozstawiajcie obóz ! Wystawiæ stra¿e i pos³aæ po Schizmê inaczej krew tego cz³owieka przeleje siê na marne! I niech mi, który na koñ wskakuje i choæby zakatowaæ mia³ za trzy dni najpó¼niej ma byæ w Conarch! A Ty le¿ spokojnie ju¿ pos³aniec jedzie by Twe zadanie dokoñczyæ, postaram siê by¶ jeszcze stoczy³ kilka bitew zanim Crom Ciê wezwie do siebie a i mocniejszy uzdrowiciel nied³ugo do obozu zawita.”

Jakie¿ by³o zaskoczenie Schizmy gdy przysz³o mu leczyæ przyjaciela swego co ze swymi druhami nie raz u boku jego z mieczem w d³oni stawa³. Z dnia na dzieñ w stra¿niku widaæ by³o coraz wiêcej si³y. Coraz czê¶ciej ucieka³ my¶l± ku przyjacio³om poleg³ym tu na tej ziemi i tym, z którymi los go rozdzieli³ gdy tropi³a ich hyperborejska falanga.

-„Nie lêkaj siê Pawelunie, odnajdziemy tych, którzy prze¿yli, chod¼ z nami szykowaæ siê do walki.”

I tak ruszyli¶my znów przez Hyboriê w poszukiwaniu ocala³ych z dru¿yny nowego Przyjaciela. Jeden po drugim przy³±czali siê do nas i znów nigdy nie musieli zmierzaæ sami do celu.

A tymczasem nasta³a wiosna i pos³aniec oddzia³u Dagotha przynosi³ wezwanie do powrotu. Nadszed³ czas by zbudowaæ nowy dom…

(Schizma)
Bagna Purpurowego Lotosu. Jakie¿ by³o zaskoczenie ca³ej kompanii, kiedy nagle pustynia zamieni³a siê w b³otnist±, wonn± orientalnymi zapachami brejê. Drzewa by³y ogromne, majestatyczne, niczym ¿ywe pomniki natury. I te wrzeszcz±ce z ka¿dej strony ptaki. To tak jakby ptactwo nie zlatywa³o w dó³, by odpocz±æ w¶ród li¶ci, ale jakby konary, niczym olbrzymie ramiona ¶ci±ga³y ptactwo z nieba. Sêpy odlecia³y. Skorpiony zakopa³y siê w piaskach pustyni, hieny czmychnê³y, a miejsce ich zajê³y dziwaczne, ptako-podobne istoty, których budowa nasuwa³a w±tpliwo¶ci, co do lotno¶ci tych stworzeñ.

- Jestem w domu… - szepn±³ Dagoth, a potem galopem ruszy³ ku pó³nocnej skalnej ¶cianie, po chwili znik³ gdzie¶ pomiêdzy majestatycznymi konarami.

Reszta niespiesznie ruszy³a za nim. Pawelun drzema³ w siodle, a Edremel nuci³ pod nosem kolejn± spro¶n± piosenkê. I chyba by³a to piosenka du¿o bardziej spro¶na ni¿ poprzednie, bo nawet Eli oderwa³a siê na moment od swojego ulubionego zajêcia, jakim by³o odoganianie mieczem moskitów, by rzuciæ mu swoje ulubione ‘nie igraj’.
Kaya i Schizma zostali daleko w tyle. Zbierali zio³a. Kap³anka t³umaczy³a szamanowi - co by³o do¶æ du¿ym paradoksem - które ro¶liny ma zbieraæ, i bi³a go po niezgrabnych ³apach, gdy z szerokim u¶miechem na twarzy przynosi³ z lasu zupe³nie co¶ innego. Tylko od czasu do czasu wynurzali siê z gêstwiny i wrzeszczeli na zmianê ‘gdzie jeste¶cie?!’, a coraz bardziej poirytowany Grayhawk zawraca³, pokazywa³ siê gdzie¶ miêdzy drzewami i mrucza³ pod nosem „cholerna szlachta…”
Tomusan, Cruentus i Hodiron nie zaprzestali swojej – Crom jeden wie o czym - dyskusji, nawet kiedy udali siê na stronê. Pozbywali siê tak, co godzinê nadmiaru alkoholu tylko po to by zaraz wlaæ w siebie jego kolejn± porcjê. Nie zaprzestali swojej dyskusji do momentu, a¿ ryknêli ¶miechem.

- Ha! Znów wygra³am! – Krzyknê³a rozbawiona Eli.
- Cholera! Paw, nie mog³e¶ ujechaæ jeszcze dwustu metrów?! – Narzeka³ Edremel, próbuj±c podnie¶æ oszo³omionego stra¿nika. – Dlaczego zawsze spadasz z siod³a nie wtedy, kiedy trzeba? Ech, Ty zakuty ³bie…
- Ed, wyskakuj z miedziaków!
- Eli… a mo¿e… Eee, raty? – s³odkie spojrzenie ma³ego, porzuconego kotka spotka³o siê ze wzrokiem rozw¶cieczonego, górskiego rysia – No dobra, Paw, po¿yczysz?
- Ja?! Kosztem mojego st³uczonego krzy¿a siê bawisz, i jeszcze…


- Jeste¶my na… na miejscu – powiedzia³ Dagoth, który pojawi³ siê znik±d.


- W Cymmerii zachody s³oñca nigdy nie by³y tak piêkne...
- Doprawdy? – Spojrza³ na Schizmê, potem na mury ich miasta. Na twarzy Dagotha zago¶ci³ spokój. Zawsze objawia³ siê tym samym, zmru¿one oczy i prawy k±cik ust uniesiony lekko w górê. Nigdy nie lubi³ mówiæ o rzeczach oczywistych, dlatego nie komentowa³ równie¿ teraz. Razem przedzierali siê przez ¶niegi cymmeryjskich gór, razem zwiedzali Hyboryjsk± stolice biedy, zepsucia i kultury, a teraz razem powrócili do Stygii - ojczyzny Dagotha, ojczyzny zachodz±cego s³oñca…

(Dagoth)
By³ ciep³y letni wieczór. Jak wszystkie zreszt± na Bagnach Purpurowego Lotosu.
Dagoth przychadza³ siê po mie¶cie swojej gildii. Dogl±da³ budynków, sprawdza³ zapasy budulca, snu³ plany na przysz³o¶æ... Ten wieczór jednak nie by³ jak inne. Dagoth czu³ brzemiê decyzji, któr± bêdzie musia³ nied³ugo podj±æ.
Minê³o wiele lat od za³o¿enia Bractwa; wiele siê od tamtego czasu wydarzy³o. Której¶ jesieni, jakie¶ 30 lat temu, podczas zwiedzania Sanktuarium P³on±cych Dusz Dagoth znalaz³ stary acheroñski rêkopis. Opisywa³ on sposób otwarcia bramy do innego ¶wiata. Zapiski by³y niekomletne, a wiele z zawartych w rêkopisie informacji okaza³o siê b³ednych.
Po miesi±cach ¿mudnych poszukiwañ i eksperymentów Dagothowi w koñcu uda³o siê ustaliæ szczegó³y budowy bramy i rytua³u otwieraj±cego drogê w nieznane. Problem polega³ na tym, ¿e nie wiadomo by³o czy brama dzia³a dwukierunkowo i czy bêdzie mo¿liwy powrót do Hyborii, a je¶li tak to po jakim czasie?
Do momentu, w którym gwiazdy i planety bêd± w odpowiednim porz±dku do "otwarcia" pozosta³o ju¿ tylko kilka dni. Dagoth zadawa³ sobie pytanie: Przej¶æ przez bramê w nieznane czy nie ryzykowaæ jednak i pozostaæ w domu?
Nekromanta usiad³ na szczycie zachodniej wie¿y Skarbca i obserwuj±c zachód S³oñca bi³ siê z my¶lami...

Nasta³ w koñcu dzieñ kiedy planety i gwiazdy osi±gnê³y w³a¶ciw± konfiguracjê. Dagoth ustawi³ wszystkie elementy bramy w odpowiednich miejscach i, z zapartym tchem, obserwowa³ jak przestrzeñ w kamiennym krêgu zaczyna siê zakrzywiaæ otwieraj±c przej¶cie do innego ¶wiata... ¦ródziemie - mrukn±³ pod w±sem Dagoth. Mo¿e ta kraina oka¿e siê ciekawsza ni¿ brutalna Hyboria?
Czarne serce Dagotha drgnêlo przez chwilê, jakby odczuwa³o ¿al... Niee, to niemo¿liwe - powiedzia³ do siebie Dagoth. Wspomnia³ przyjació³, z którymi spêdzi³ lata w Hyborii, ogarn±³ wzrokiem miasto, którego by³ przecie¿ architektem i... przekroczy³ bramê.
- Do zobaczenia! Jeszcze tu wrócê!

(Elizabethee)
Wstal nowy dzionek.
S³oñce przebija sie przez okiennice.W oko³o nieciekawy widok.Kamraci ¶pi±cy po ca³onocnej libacji.Ed jak zawsze zaszala³ na calego!Z dzbanem w rêku goni³ smoki i ogl±da³ sie za dziewkami.Czasami my¶le ¿e jest nienasycony ale z sztyletem na gardle jest potulny jak baranek.Lubie go dobry z niego kompan.Obok majestatyczny Paw.Nieukrywam przyjaciel któremu ufam.Za niego zawsze w ogieñ.Ca³± noc wyk³ada³ m³odzie¿y sztuki walki.Podziwiam go za to.Ma ch³op cierpliwo¶c.Rozgl±daj±c sie dalej widac wielkie ³o¿e.Ogromny wojownik spoczywa na nim.Bije od niego purpura i wielko¶c!To nasz Pan i w³adca Wielki Schizma.Pok³ony przed nim!Na jego barkach spoczywa los naszego królestwa.Niech rz±dzi w spokoju.Ma jedn± s³abo¶c ale...{-:s³odka tajemnica niewie¶ciej alkowy.Reszta gromady te¿ jest ok poznaje ich.My¶le,¿e pozytywnie.Czas wstawac!Za horyzontem czeka nowa przygoda i Kaya z Sybeel.Ksiê¿niczki na szlaku.Milego dnia

(Edremel)


Zaczyna³ siê kolejny dzieñ, od czasu gdy Dagoth rozpocz±³ swoj± mistyczn± podró¿. Komnaty warowni wreszcie poznawa³y co to znaczy ¶wie¿e powietrze odk±d nie wa³êsa³y siê po nich hordy nieumar³ych s³ugusów. Sala biesiadna powoli budzi³a siê do ¿ycia. Wygrzebawszy siê spod skór i kocy poczu³em natchnienie, które rzadko do mnie przychodzi³o ostatnimi dniami. Noc, ach ta noc… godna bohaterów, królów ba bogów nawet. Wino, m³ódki i najlepsze miêsiwa. Tak siê ¶wiêtuje. Oj tak…

-„Na Croma !” – wrzasn±³em – „Który z was sukinsyny o¶mieli³ siê tkn±æ moj± cytrê ?! Nogi z dupy powyrywam jak siê dowiem !”
-„Ciszej tam ³eb mi pêka!” – Odezwa³y siê jêki z lewa i prawa. Zacz±³em je liczyæ, Paw, Asterix, Fantagiro, Lucass ech Toma jak zwykle nie ma. Kaya te¿ gdzie¶ ju¿ zniknê³a.
-„Szchmizmaaaaah”- Hodiron potê¿nie ziewn±³ próbuj±c z³o¿yæ proste zdanie. Dobry, stary Hodi wreszcie dochodzi³ do siebie. W koñcu to i jego promocjê tak ¶wiêtowali¶my.
-„ Hodi na vanirskie ¶cierwa przestañ siê tuliæ do tej baraniny i mów jak cz³owiek.” – rzek³em desperacko wylewaj±c kube³ na jego zaro¶niêty ³eb.
-„Schizma… nie pamiêtam, ale co¶ tam bredzi³, ¿e ballady dla Eli bêdzie ¶piewa³, ¿e j± rozkocha w sobie czy co¶. Potem znikn±³ a noc± co¶ wy³o jakoby wieprze zarzynali…”

Ju¿ pêdzi³em w stronê komnat Schizmy. Niech no tylko znajdê mój drogocenny instrument u niego to siê krew poleje. Stan±³em jak wryty. Oto w przedsionku komnaty le¿a³a ona. Strzaskana, zbezczeszczona, wyginaj±ca swe wiotkie struny w ostatnim tchnieniu.
-„ Ty synu stygijskich ladacznic, ty gnoju psów Ymira, ty parszywy…” – s³ów mi zabrak³o, po tym co ujrza³em gdy rygle podda³y siê któremu¶ z kolei kopniêciu.

Na ¶rodku komnaty po pod³odze turla³y siê dwa pokraczne nied¼wiedzie. W koñcu ten drobniejszy dosiad³ okrakiem swojego przeciwnika i pisn±³:
-„Mam ciê wreszcie ty mój grizzly, a teraz rycz. A gili gili gili gili.”
-„A nie masz…” – wielki nied¼wied¼ przeturla³ siê na ma³ego przygniataj±c go ca³ym swoim cielskiem – „B³agaj o lito¶æ!”
Mi¶ki by³y tak zajête sob±, ¿e nawet nie zwróci³y uwagi na mnie stoj±cego z pian± na ustach i zniszczon± cytr± w d³oni.

G³osy hmm te g³osy sk±d ja je… Rykn±³em tak gromkim ¶miechem, ¿e ca³a twierdza zlecia³a siê zobaczyæ co siê dzieje.
Ma³y misio wreszcie mnie zauwa¿y³ i z piskiem schowa³ siê do najbli¿szej szafy.
-„Ed na jaja Croma CO TY TUTAJ, eeeee no bo wiesz ja chcia³em siê nauczyæ aaaale chyba mi nie sz³o, CZEGO R¯YSZ JAK POITAÑSKI KUCYK ???” – g³owa nied¼wiedzia nagle opad³a ukazuj±c rud± czuprynê Schizmy.”
-„Nic, nic buhehehehm ja tylko szuka³ehehehem mojej cyhyhyhyhytry. Ale po tym co tu widzia³em dochodzehehehehê do wniosku, ¿e po pijahahahahahaku musia³em j± gdzie¶ zguhuhuhuhubiæ.”
-„TO ID¬ SZUKAÆ WCZORAJSZEGO DNIA GDZIE INDZIEJ I DO ROBOTY!! GRANIT NA ROZBUDOWÊ TWIERDZY SAM SIÊ NIE ZBIERZE !! I ZABIERZ ZE SOB¡ T¡ RECHOCZ¡C¡ HA£ASTRÊ ! PRZED WIECZERZ¡ POD MURAMI MA LE¯EÆ PIÊKNY GRANITOWY KURCHAN !!”
-„No dobra… ale i tak mi wisisz instrument…”

Nigdy dot±d nie pracowa³o siê nam tak weso³o…

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.050 seconds, 11 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.demetri-forum.pun.pl www.narutofani.pun.pl www.combinestheworld.pun.pl www.eve.pun.pl www.bolecairsoft.pun.pl